Czeskie Środy: Lemoniadowy Joe
Limonádový Joe aneb Koňská opera
Czeskie Środy: Lemoniadowy Joe
Opis filmu
Do Tiger-Saloonu (...), gdzie w tempie niebywałym i trybie nieustającym tłuką się i piją kowboje, wkracza szlachetne dziewczę Winnifred w towarzystwie sędziwego ojca o twarzy łagodnej i naznaczonej cierpieniem. Są oni niby pierwsi chrześcijanie wśród rzymskich żołdaków: niezrozumiali w swej czystości, śmieszni w swej niezłomnej wierze; bo cóż głoszą? Że trzeba porzucić whisky i pić tylko bezalkoholową lemoniadę. Kowboje – jak na kowbojów przystało – przyjmują tę parę proroków z szyderstwem i pogardą, i kto wie jakie ofiary musiałaby ona złożyć na bezalkoholowym ołtarzu, gdyby w saloonie nie zjawiła się nowa postać. Jest to młodzieniec o urodzie efeba i sile Herkulesa, ideał strzelca i wzór dżentelmena, Lemoniadowy Joe. Bo Joe, na którego widok bledną najwięksi awanturnicy, którego kocha, rzecz prosta, Winnifred, pije jedynie lemoniadę. Ta lemoniada, którą zwie Kolaloka, jak mityczne źródło Hippokrenem, darzące natchnieniem poetów, jemu daję siłę ducha, męstwo i szlachetność. Pijcie Kolalokę – woła piękny Joe, i nikt nie śmie mu się sprzeciwić. (...) Znakomite zakończenie filmu „Lemoniadowy Joe” – reżyseria Oldřich Lipský, scenariusz Jiři Brdečka, wespół z Lipskim – przydaje ich parodii westernu akcent nie oczekiwany i zaskakujący. Od pierwszego kadru byliśmy bowiem przygotowani na serię przerysować i gagów (...), których jedynym i wystarczającym, zdawałoby się, celem miało być wydobycie maksimum komizmu z wątków Dzikiego Zachodu. (...) Jednakże okazało się, że czeskim filmowcom nie było tego dość; że chcieli zabawy, ale z morałem; że ich parodię miał zamknąć końcowy akcent satyryczny, który w gruncie rzeczy godzi już nie w sam gatunek (w oczywisty sposób im sympatyczny), ale w zasadę nadrzędną cywilizacji wspartej na interesie. (...) Zręczność „Lemoniadowego Joe” polega na tym, że ów morał (...), nie tylko nie został wyjawiony przed sceną końcową, ale doskonale mieści się w ramach przyjętej dla całego filmu stylistyki. (Joanna Guze, „Film” 1965, nr 34)